Czym jest dla człowieka
szczęście? Trzeba wiedzieć, gdzie go szukać. Nie znajdziemy go w
bogactwie, ani w sławie. Nie przyniesie nam szczęścia sztabka złota lub
nowa torebka. Szczęście jest tam, gdzie jest miłość. Nie można jednak
szukać miłości na siłę. Pewnego dnia sama przyjdzie i przyniesie ze sobą
nowe życie.
Było ciemno i zimno. Stałam na pomoście w pierwszym dniu ferii. Z
nieba kapały krople deszczu. To niebo płakało razem ze mną. Ostatni
miesiąc był dla mnie trudny. Chyba wciąż nie potrafię pogodzić się ze
śmiercią mamy. Wiem, że o pewnych sprawach można zapomnieć, ale tego się
po prostu nie da. Jak wymazać z serca miłość do drugiej osoby? Nie
życzę nawet najgorszemu wrogowi, żeby zakochał się, a potem to stracił.
To ból psychiczny, który rozrywa Ci serce. Możesz to ukryć przed innymi,
ale nigdy nie ukryjesz tego przed samym sobą.
Poczułam, jak moją mokrą sylwetkę okryła bluza. Spojrzałam na bruneta,
który usiadł obok mnie. Miał mokre brązowe loki i zielone oczy, które
zaglądały do najdalszych zakamarków mojej duszy.
-Co tutaj robisz? - spytał zapatrując się w taflę jeziora.
- Myślę
- O życiu???
- O miłości. - spojrzałam na swoje czarne botki, które wydały się dziwnie interesujące.
- Co byś zrobiła... gdybym ... spytał się ciebie o chodzenie?
Spojrzałam zdziwiona na chłopaka. Skłamałabym mówiąc, że wiem. Człowiek
nigdy nie jest przygotowany na takie sytuacje. W końcu wszystko co
piękne, zaskakuje.
- Zapytałabym się, o ile i z kim się założyłeś. Miłość nie jest dla mnie.
- Każdy zasługuje na miłość.
- A czy pokochałbyś osobę z trudną przeszłością, która nosi miliony otwartych ran na sercu?
- To właśnie dzięki miłości, mógłbym uleczyć jej przeszłość i zadbać o
nową przyszłość. Wiesz... właśnie na tym to wszystko polega. Dwoje
ludzi, którzy się kochają, niszczą demony przeszłości. Gdyby nie ona,
każdy byłby nieczułym skurwielem. To miłość zmienia człowieka. Bez niej,
świat nie miałby znaczenia.
Łzy po raz kolejny napłynęły mi do oczu. Zdania przedarły się przez
serca. Może wypowiedział tylko kilka słów, jednak miały niezwykłą siłę.
Wstałam z ławki, zostawiając jego bluzę na mokrej ziemi. Podeszłam
powoli do barierki. Łzy rozmywały mi cały widok, jednak działałam dalej.
Usiadłam na barierce po drugiej stronie mostku. Moje nogi ochlapywała
woda z rzeki. Harry o nic nie pytał. Zajął miejsce obok mnie, dzięki
czemu poczułam ciepło jego ciała. Patrzyłam się w taflę wody. To właśnie
w niej, odbijała się moja zapłakana twarz i zmartwiony wyraz twarzy
Harrego.
- Czemu płaczesz?
Usłyszałam ciche pytanie obok siebie. Zacisnęłam powieki, ponieważ nie potrafiłam opanować cichego płaczu.
- Coś rozrywa mi duszę.
- Mogę ci pomóc - spojrzałam na chłopaka - wystarczy, że mi zaufasz.
- Boję się - szepnęłam. Wydaję mi się, że straciłam mowę, a coś ciężkiego uciska moją pierś.
- Wszyscy żyjemy w strachu. Pamiętaj jednak, że największą sztuką jest przejść przez piekło i nie zostać diabłem.
- A jeśli się nim stałam?
- Nie jesteś nim aniołku. Żyjesz zbyt ciężko, pragniesz za bardzo, ale
umiesz kochać, wierzę w to. - ciepłe ramiona otuliły moje przemoknięte
ciało.
- Przepraszam - zaczęłam wycierać drobne łzy, które nie chciały przestać płynąć - za to, że jestem taka słaba.
- Przez długi czas byłaś silna. Możesz sobie pozwolić na płacz, w końcu jesteś człowiekiem.
Wtuliłam się w klatkę piersiową Harrego. Nie obchodziło mnie nic, oprócz
odnalezienia lekarstwa na mój ból. Był nim właśnie on. Chłopak z
włosami pudla, zielonymi oczami i różnymi tatuażami. To właśnie w jego
słowach mogłam znależć ukojenie.
Przerwałam ciszę, która trwała od kilku minut. Zapatrzona w niebo, zaczęłam cicho nucić piosenkę Coldplay.
'Cause you're a sky
'Cause you're a sky full of stars
I'm gonna give you my heart
'Cause you're a sky
'Cause you're a sky full of stars
'Cause you light up the path
I don't care
Go on and tear me apart
I don't care if you do
Cause in a sky
'Cause in a sky full of stars
I think I saw you
tł. polskie
Ponieważ
jesteś niebem Ponieważ jesteś niebem pełnym gwiazd Zamierzam dać Ci
moje serce Ponieważ jesteś niebem Ponieważ jesteś niebem pełnym gwiazd I
ponieważ oświetlasz ścieżkę Nie obchodzi mnie Dalej, rozedrzyj mnie
Nie obchodzi mnie jeśli to robisz Ponieważ w niebie Ponieważ w niebie
pełnym gwiazd Myślę, że Cię zobaczyłem
Po chwili przyłączył się
do mnie Harry. Śpiewaliśmy, czując jak magia przepływa przez nasze
głosy. Komponowały się idealnie. Nie chciałam przerywać tej chwili,
jednak szczęśliwym jest się tylko przez chwilę.
- Masz piękny głos.
- Po mamie. - mój głos ugrzązł w gardle.
- To nie twoja wina - ciepłe ramiona zacisnęły się jeszcze mocniej wokół ciała.
Spojrzałam
do góry, na Harrego. Był chłopakiem, zagadką. Nie potrafiłam go
rozgryżć. Za pierwszym razem mnie unikał, a teraz jest aniołem dla
duszy. Harry wie dużo, za dużo.
- Skąd wiesz? Skąd możesz wiedzieć o mojej przeszłości?
Nie dostałam jednak odpowiedzi na pytanie. Harry zszedł z barierki, po czym ustał na końcu pomostu.
- Pamiętaj, - cichy szept dotarł do moich uszu - że nie można strzelać do samego siebie.
Poczułam nieprzyjemny chłód, który oznaczał, że zostałam sama.
Przez długi czas siedziałam dalej na barierce, patrząc w niebo i myśląc o ostatnich chwilach z mojego życia.
Miałam pomysł, żeby wskoczyć
do wody. Poczułabym się wolna od problemów. Nurt jeziora porwałby moje
delikatne ciało do ramion mamy, do nieba.
Po czym zastanowiłam się
I już wiem
Że mam do spełnienia misję
Której podoła tylko moja zraniona dusza
Anioła
Notka od Autorki: Tak jak obiecałam jest i rozdział 4. Mam nadzieję, że wam się podoba. Jestem ciekawa, jakie macie przeczucia wobec Harrego. Chciałabym, aby pod tym postem, pojawił się choć jeden komentarz. Jeśli tak będzie, dodam następny rozdział. Dziękuję wszystkim jeszcze raz wszystkim, którzy to czytają!
Jeśli macie ochotę do mnie napisać, zapraszam na e-mail: anastazja.blog@wp.pl
Jeśli doceniasz moją pracę, proszę skomentuj!!!
Popełniłam w życiu dużo błędów. Przez wiele lat uczyłam się od nowa czym jest przyjażń, miłość i życie. Chciałabym podzielić się z wami moją zawiłą historią
sobota, 13 czerwca 2015
piątek, 12 czerwca 2015
Rozdział 3
Życie jest zbyt krótkie by rozmawiać o
niczym z głupcami. Trzeba czasem wszystko dokładnie przemyśleć. Nie
przywrócimy straconego czasu, jednak następną chwilę mamy do
wykorzystania. Przejmując się nieodpowiednimi osobami niszczymy tylko
życie, sekunda po sekundzie.
- Eliza, jak było po pierwszym dniu?
Co niby można odpowiedzieć babci? Prawda, kłamstwo? Obie sytuacje wydają mi się nieodpowiednie, dlatego odpowiadam wymijająco.
- Nawet dobrze.
Kiedy zjem połowę kolacji, wiem, że zjadłam już za dużo. Mimo, że jest mój jedyny posiłek z dzisiaj odstawiam talerz i wbiegam po schodach na górę. Brakuje mi dawnej energii, sprzed odchudzania. Z czasem przestałam to robić. Liczyć kalorie i sprawdzać swoją wagę, co nie znaczy, że nie ma ona dla mnie znaczenia. Nigdy nie wyzwolę się z rąk pilnowania tego, co jem. Zakładam na siebie moje ulubione szare dresy, bluzę i buty do biegania. Długo czekałam aż ten śnieg w końcu stopnieje, co stało się dzisiaj. Nie lubię ćwiczyć w domu. Związałam włosy w koński ogon, do uszu włożyłam słuchawki, z których popłynęła muzyka. Oznajmiłam babci, że wychodzę i już po chwili przemierzałam ulice. Mija może 10 minut, kiedy znajduję się nad jeziora. Sama przysiadam na ławeczce. Znajduje się ona zaraz obok pomostu. Po biegu czuję jednak, że bezpieczniej będę jak usiądę na chwilę. Mimo zawirowań głowy potrafię wczuć się w atmosferę tego miejsca. Jest tutaj tak magicznie i pięknie, że aż przerażająco. Ciemne niebo współgrało z księżycem. Wokoło roznosiło się hukanie sowy. Wpatrywałam się w spokojną taflę wody szukając uspokojenia. Woda jest niebezpieczna, nieprzenikniona ale wolna. Nie ma ona ograniczeń, jest nieobliczalna ale wolna. Kiedyś również chciałabym tego zasmakować.
Siedziałam w stale wyznaczonym kącie, opierając plecy o łóżko. Zjadłam dwa ciasteczka zbożowe. Rano obudziłam sie tak głodna, że myślałam, że żołądek przywarł mi do kręgosłupa. Kiedy w końcu zjadłam prowizoryczny posiłek, mogłam spokojnie wrócić do szykowania się, bez obawy omdlenia. Skończyłam mój codzienny makijaż w błyskawicznym czasie i spięłam włosy w koński ogon. Założyłam na siebie zieloną koszulę i czarne spodnie. Nie mam zamiaru się stroić. W końcu ciuchy nie sprawią, że będę piękna. Droga do szkoły minęła mi w towarzystwie piosenek. Przyłapałam się na tym, że śpiewałam wraz z wykonawcami. Muszę zacząć trenować swój śpiew, ponieważ brzmię, jak zdychająca kura.
Pierwsze lekcje minęły w szybkim tempie. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęła się pora lunchu a jak znalazłam się w łazience. To nie jest tak, że się ukrywam ... NIE. Po prostu przebywanie tutaj przyprawia mnie o mdłości, a wiecie, lubię te klimaty (ta, ten sarkazm). Ustałam przed lustrem i dla zabicia czasu umyłam ręce. Następnie znowu uczesałam włosy w koński ogon. Kiedy zaczęłam malować usta czerwoną szminką, do łazienki weszły dwie dziewczyny. Obie miały na sobie strój cheerleaderek, a na policzkach rumieńce, jak po treningu. Jedną z nich doskonale rozpoznałam. To dziewczyna Liama. Na mój widok w jej oczach pojawiły się iskierki złości.
- Tak słucham? - spytałam i starałam się przybrać jak najbardziej obojętny głosik.
- Wiesz kim jestem?
Postukałam paznokciem o brodę.
- Hmmmm..... przypominasz mi jedną z tych dziuń pracujących Macdonaldzie, ale nie jestem pewna. Przykro mi.
Moja odpowiedz wybiła ją z rytmu. Może nie jestem najlepsza w wymyślaniu wyzwisk, ale ona jest o wiele gorsza.
- Nazywam się Susanne, jestem dziewczyną Liama.
Jejku, jak jej głos mnie wkurza. Brzmi, jakby była fajna, a nie jest. NIE JEST!
- Och, faktycznie - gwałtownie wciągnęłam powietrze, jakbym sobie coś przypomniała - Szkoda chłopaka. Taki fajny się wydawał.
Z uśmiechem na ustach patrzyłam jak jej twarz robiła się coraz bardziej czerwona.
- Uważaj, złość urodzie szkodzi. - odwróciłam się do dziewczyny plecami, dzięki czemu widziałam ją w lustrze - A nie, czekaj. Nie ma czemu zaszkodzić.
- Ostrzegam cię.Jeszcze raz się do niego zbliżysz, to mnie popamiętasz raz na zawsze.
Chyba wkurzyłam barbie, bo zaczyna mi grozić. Jak się boję, lęcę poskarżyć się dyrektorce (kolejny sarkazm),
- Uwierz mi, że tak brzydkiej bużki, nie da się zapomnieć.
Dziewczyna tupnęła nóżka. Wzięła za rękę swoją przyjaciółkę i całe szczęście, wybiegła z łazienki. Przez cały czas miałam ochotę przywalić jej głową o umywalkę (nie chciałam jej zabić, tylko delikatnie, naprawdę delikatnie uderzyć).
- A żeby paznokieć Ci się złamał!!! - krzyknęłam za dziewczyną i sądząc po dziwnym wrzasku, usłyszała mnie.
Uśmiechnęłam się złośliwie. 1:0 dla mnie.
Po chwili do łazienki weszła Lucy. Z niedowierzaniem pokazała ręka na mnie i na drzwi kilka razy.
- O co .. co ... co się tutaj stało?
- Susanne przyszła się przywitać.
- Jaka ona jest tępa - westchnęła dziewczyna, wyjmując szczotkę do włosów. - A ty pewnie dałaś jej popalić?
Oparłam się biodrem o umywalkę.
- Nie ... czemu tak sądzisz? - spytałam z sarkazmem, oblizując usta. Wreszcie to ja rządzę kimś, anie na odwrót. Mogę się wnieść, bez obawy, że ktoś mnie ściągnie.
- Wiesz, wybiegła cała czerwona i dosłownie piszczała do Blanki : Jaka ona jest głupia! A widziałaś jej szminkę? Wygląda w niej jak szmata.
Uśmiechnęłam się, słysząc zmianę głosu Lucy o kilka oktaw do góry.
- Blanki? - genialnie Eliza. Ktoś cię wyzywa, a ty przejmujesz się jakąś Blanką?
- Jej przyjaciółka. Była z nią w toalecie.
- Wydała mi się milsza. - może dziewczyna mi nie pomogła, ale potrafię ocenić ludzi. Nie spodobało jej się zachowanie Sue i było to widać z daleka.
- Bo to prawda. Jest cudną dziewczyną, bardzo pomocną. Również należy do chóru. Jest przyjaciółką Sue tylko dlatego, że ich rodzice się znają i maja wspólne interesy.
Prychnęłam. Sue powinna dostać Oskara za swoją pychę i samouwielbienie.
- Nawet z tego powodu bym się z nią nie spotykała. Sue nie jest warta żadnego z nas.
- Każdy to wie, jednak to właśnie od Sue zależy, czy Blanka dostanie się na studia, czy jej tata nie straci pracy, czy nie zostaną pośmiewiskiem w mieście. Sue może powiedzieć tatusiowi, że Blanka była dla niej okropna i dziewczyna zostanie bez środków do życia. Musi męczyć się i udawać jej przyjaciółkę, by zapewnić sobie dostatnie życie. Jednak co to za życie, kiedy nie jesteś sobą? Dlaczego cierpimy, by innym było lepiej?
- Ponieważ kochamy - szepnęłam, czując bolesne ukłucie w sercu.
Notka od Autorki: Przepraszam, że rozdział jest krótki, ale musiałam podzielić go z rozdziałem 4. Pojawi się on jutro rano, dlatego wchodżcie na bloga, aby dalej czytać. Jak wcześniej pisałam zacznę pisać raz na tydzień, tak jak wcześniej.
Jeśli macie jakieś sugestie lub pytania to piszcie w komentarzach oraz na e-mail: anastazja.blog@wp.pl
Jeśli chcecie mnie wesprzeć, to bardzo bym prosiła o nawet krótki komentarz, który bardzo pomaga.
Dziękuję wszystkim, którzy to czytają. Jesteście niesamowici.
- Eliza, jak było po pierwszym dniu?
Co niby można odpowiedzieć babci? Prawda, kłamstwo? Obie sytuacje wydają mi się nieodpowiednie, dlatego odpowiadam wymijająco.
- Nawet dobrze.
Kiedy zjem połowę kolacji, wiem, że zjadłam już za dużo. Mimo, że jest mój jedyny posiłek z dzisiaj odstawiam talerz i wbiegam po schodach na górę. Brakuje mi dawnej energii, sprzed odchudzania. Z czasem przestałam to robić. Liczyć kalorie i sprawdzać swoją wagę, co nie znaczy, że nie ma ona dla mnie znaczenia. Nigdy nie wyzwolę się z rąk pilnowania tego, co jem. Zakładam na siebie moje ulubione szare dresy, bluzę i buty do biegania. Długo czekałam aż ten śnieg w końcu stopnieje, co stało się dzisiaj. Nie lubię ćwiczyć w domu. Związałam włosy w koński ogon, do uszu włożyłam słuchawki, z których popłynęła muzyka. Oznajmiłam babci, że wychodzę i już po chwili przemierzałam ulice. Mija może 10 minut, kiedy znajduję się nad jeziora. Sama przysiadam na ławeczce. Znajduje się ona zaraz obok pomostu. Po biegu czuję jednak, że bezpieczniej będę jak usiądę na chwilę. Mimo zawirowań głowy potrafię wczuć się w atmosferę tego miejsca. Jest tutaj tak magicznie i pięknie, że aż przerażająco. Ciemne niebo współgrało z księżycem. Wokoło roznosiło się hukanie sowy. Wpatrywałam się w spokojną taflę wody szukając uspokojenia. Woda jest niebezpieczna, nieprzenikniona ale wolna. Nie ma ona ograniczeń, jest nieobliczalna ale wolna. Kiedyś również chciałabym tego zasmakować.
***
Siedziałam w stale wyznaczonym kącie, opierając plecy o łóżko. Zjadłam dwa ciasteczka zbożowe. Rano obudziłam sie tak głodna, że myślałam, że żołądek przywarł mi do kręgosłupa. Kiedy w końcu zjadłam prowizoryczny posiłek, mogłam spokojnie wrócić do szykowania się, bez obawy omdlenia. Skończyłam mój codzienny makijaż w błyskawicznym czasie i spięłam włosy w koński ogon. Założyłam na siebie zieloną koszulę i czarne spodnie. Nie mam zamiaru się stroić. W końcu ciuchy nie sprawią, że będę piękna. Droga do szkoły minęła mi w towarzystwie piosenek. Przyłapałam się na tym, że śpiewałam wraz z wykonawcami. Muszę zacząć trenować swój śpiew, ponieważ brzmię, jak zdychająca kura.
Pierwsze lekcje minęły w szybkim tempie. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęła się pora lunchu a jak znalazłam się w łazience. To nie jest tak, że się ukrywam ... NIE. Po prostu przebywanie tutaj przyprawia mnie o mdłości, a wiecie, lubię te klimaty (ta, ten sarkazm). Ustałam przed lustrem i dla zabicia czasu umyłam ręce. Następnie znowu uczesałam włosy w koński ogon. Kiedy zaczęłam malować usta czerwoną szminką, do łazienki weszły dwie dziewczyny. Obie miały na sobie strój cheerleaderek, a na policzkach rumieńce, jak po treningu. Jedną z nich doskonale rozpoznałam. To dziewczyna Liama. Na mój widok w jej oczach pojawiły się iskierki złości.
- Tak słucham? - spytałam i starałam się przybrać jak najbardziej obojętny głosik.
- Wiesz kim jestem?
Postukałam paznokciem o brodę.
- Hmmmm..... przypominasz mi jedną z tych dziuń pracujących Macdonaldzie, ale nie jestem pewna. Przykro mi.
Moja odpowiedz wybiła ją z rytmu. Może nie jestem najlepsza w wymyślaniu wyzwisk, ale ona jest o wiele gorsza.
- Nazywam się Susanne, jestem dziewczyną Liama.
Jejku, jak jej głos mnie wkurza. Brzmi, jakby była fajna, a nie jest. NIE JEST!
- Och, faktycznie - gwałtownie wciągnęłam powietrze, jakbym sobie coś przypomniała - Szkoda chłopaka. Taki fajny się wydawał.
Z uśmiechem na ustach patrzyłam jak jej twarz robiła się coraz bardziej czerwona.
- Uważaj, złość urodzie szkodzi. - odwróciłam się do dziewczyny plecami, dzięki czemu widziałam ją w lustrze - A nie, czekaj. Nie ma czemu zaszkodzić.
- Ostrzegam cię.Jeszcze raz się do niego zbliżysz, to mnie popamiętasz raz na zawsze.
Chyba wkurzyłam barbie, bo zaczyna mi grozić. Jak się boję, lęcę poskarżyć się dyrektorce (kolejny sarkazm),
- Uwierz mi, że tak brzydkiej bużki, nie da się zapomnieć.
Dziewczyna tupnęła nóżka. Wzięła za rękę swoją przyjaciółkę i całe szczęście, wybiegła z łazienki. Przez cały czas miałam ochotę przywalić jej głową o umywalkę (nie chciałam jej zabić, tylko delikatnie, naprawdę delikatnie uderzyć).
- A żeby paznokieć Ci się złamał!!! - krzyknęłam za dziewczyną i sądząc po dziwnym wrzasku, usłyszała mnie.
Uśmiechnęłam się złośliwie. 1:0 dla mnie.
Po chwili do łazienki weszła Lucy. Z niedowierzaniem pokazała ręka na mnie i na drzwi kilka razy.
- O co .. co ... co się tutaj stało?
- Susanne przyszła się przywitać.
- Jaka ona jest tępa - westchnęła dziewczyna, wyjmując szczotkę do włosów. - A ty pewnie dałaś jej popalić?
Oparłam się biodrem o umywalkę.
- Nie ... czemu tak sądzisz? - spytałam z sarkazmem, oblizując usta. Wreszcie to ja rządzę kimś, anie na odwrót. Mogę się wnieść, bez obawy, że ktoś mnie ściągnie.
- Wiesz, wybiegła cała czerwona i dosłownie piszczała do Blanki : Jaka ona jest głupia! A widziałaś jej szminkę? Wygląda w niej jak szmata.
Uśmiechnęłam się, słysząc zmianę głosu Lucy o kilka oktaw do góry.
- Blanki? - genialnie Eliza. Ktoś cię wyzywa, a ty przejmujesz się jakąś Blanką?
- Jej przyjaciółka. Była z nią w toalecie.
- Wydała mi się milsza. - może dziewczyna mi nie pomogła, ale potrafię ocenić ludzi. Nie spodobało jej się zachowanie Sue i było to widać z daleka.
- Bo to prawda. Jest cudną dziewczyną, bardzo pomocną. Również należy do chóru. Jest przyjaciółką Sue tylko dlatego, że ich rodzice się znają i maja wspólne interesy.
Prychnęłam. Sue powinna dostać Oskara za swoją pychę i samouwielbienie.
- Nawet z tego powodu bym się z nią nie spotykała. Sue nie jest warta żadnego z nas.
- Każdy to wie, jednak to właśnie od Sue zależy, czy Blanka dostanie się na studia, czy jej tata nie straci pracy, czy nie zostaną pośmiewiskiem w mieście. Sue może powiedzieć tatusiowi, że Blanka była dla niej okropna i dziewczyna zostanie bez środków do życia. Musi męczyć się i udawać jej przyjaciółkę, by zapewnić sobie dostatnie życie. Jednak co to za życie, kiedy nie jesteś sobą? Dlaczego cierpimy, by innym było lepiej?
- Ponieważ kochamy - szepnęłam, czując bolesne ukłucie w sercu.
Notka od Autorki: Przepraszam, że rozdział jest krótki, ale musiałam podzielić go z rozdziałem 4. Pojawi się on jutro rano, dlatego wchodżcie na bloga, aby dalej czytać. Jak wcześniej pisałam zacznę pisać raz na tydzień, tak jak wcześniej.
Jeśli macie jakieś sugestie lub pytania to piszcie w komentarzach oraz na e-mail: anastazja.blog@wp.pl
Jeśli chcecie mnie wesprzeć, to bardzo bym prosiła o nawet krótki komentarz, który bardzo pomaga.
Dziękuję wszystkim, którzy to czytają. Jesteście niesamowici.
Rozdział 2
Jedyne o czym marzę to nieskończony sen. To właśnie dzięki niemu
zapominamy o problemach. Jest on czymś w rodzaju odskoczni. Życie idzie
swoim trybem a my swoim. Dzięki snom możemy choć na chwilę przerwać
rutynę. Możemy marzyć. Obiecujemy sobie różne rzeczy, ale nigdy nie
będziemy w stanie dokonać żadnej z nich, jeśli nie przerwiemy snu.
Wypiłam kolejny łyk herbaty. To właśnie ona mnie rozlużniła. Od kilku godzin strasznie się stresuje. Niby idę znowu do kolejnej szkoły. Nie powinno mnie to martwić. W końcu i tak nikt mnie nie polubi. Usiadłam na podłodze przed lustrem, które było przyczepione do drzwi szafki. Nałożyłam na twarz codzienny makijaż. Podkład, bronzer, czarna kredka wokół oczu i czerwona szminka. Swoje włosy wyprostowałam. Staram się tak zaczesywać włosy, aby nikt nie zauważył blizn.Tak gotowa ubrałam się w czarne spodnie i beżowy sweter. Do tego dobrałam botki. Zanim zeszłam na dół przeszukałam, posiedziałam chwilę na łóżku. Wiem, że powinnam jak najszybciej zmierzyć się z problemami. To wcale nie jest takie łatwe. Nie wiem co mnie czeka w nowej szkole. Jestem bardzo zmęczona i nie mam siły na kolejne wyzwiska. Wydaję mi się, że tym razem moja psychika tego po prostu nie wytrzyma. W końcu, jak długo można cierpieć? Kiedyś muszę znależć ukojenie dla duszy. Boję się, że nastąpi ono dopiero po mojej śmierci.
- Jesteś gotowa?- spytała się mnie babcia, czekając w progu. - Wiesz, że masz udać się do dyrektorki, prawda? A potem...
-Babciu, opowiadałaś mi wszystko z tysiąc razy. Wiem, co mam robić.
Uśmiechnęłam się do niej pogodnie. Powinnam cieszyć się najmniejszą chwilą. W końcu w moim życiu jest ich bardzo mało
Babcia ucałowała mnie na pożegnanie. Już dawno nie czułam się tak. Nadszedł czas i na mnie. Ktoś się o mnie troszczy.
Włożyłam do uszu słuchawki, które od razu przeniosły mnie w inny świat. nie jest to tak, jak opisują inni ludzie: zapominasz o problemach i cieszysz się życiem. Nie prawda. To właśnie dzięki muzyce o wszystkim pamiętasz. Stara miłość, choroba, ostatnie wakacje. Wszystkie wspomnienia otaczają cię dokoła. Muzyka jest barierą. Broni cię i otula słowami. Daje bezpieczeństwo.Idąc
ulicą nie zwracam uwagi na moje przemarżnięte ciało czy na obłoczek pary. Ludzie śpieszący się do pracy lub nastolatkowie palący papierosy po kątach nie są ważni. Liczę się tylko ja i muzyka.
Po 15 minutach staję przed dużym budynkiem. Widok szkoły mnie zaskakuje. Z zewnątrz jest oczywiście szara i ponura. Wybrukowane schody prowadzą wprost do mosiężnych drzwi. Wokół chodzi wiele zmarżniętych nastolatków pragnących powrotu do ciepłego łóżka. W środku troszkę cieplej, jednak nie dzięki ogrzewaniu, a wystrojowi. Ściany mają delikatny, brzoskwiniowy kolor a kolorowa, szkolna podłoga nadaje barw całemu miejscu. Czuję się jak w podstawówce i wiem, że nie powinno tak być. Na ścianach wiszą obowiązkowe dyplomy, zdjęcia oraz prace uczniów.
Sekretariat znajduje się na samym początku. Wchodzę tam i mam od razu ochotę opuścić to pomieszczenie. Jest tutaj gwarno jak w ulu, a mała sekretarka siedzie schowana między stertą papierów. Nikt nie zwraca na mnie uwagi. Jakbym nie istniała. Westchnęłam, ponieważ nic się nie zmieniło. Zmieniając swój styl pokazałam siebie, co nie oznacza, że zostałam opleciona wianuszkiem chichoczących landrynek. Wzdrygnęłam się na myśl o tych laleczkach. Pomyśleć, że chciałam taka być. Jednak jakby o tym pomyśleć, to niewiele się różnimy. Mam ciemniejsze ubrania i nie jest lubiana. Zostawiam za sobą myśli i stukając obcasami podchodzę bliżej. Staję dosłownie kilka centymetrów od twarzy kobiety, która dalej jest zachłannie wpatrzona w staroświecki komputer.
- Halo? - machnęłam ręką prze jej twarzą - Halo? - okey, mogę pokrzyczeć - Przepraszam, ale czy może mnie pani posłuchać?!
Nie wiem skąd pojawił się u mnie ten jadowity ton. Nie chciałam urazić kobiety, jednak zaczęła działać mi na nerwy.
- Nazywam się Eliza Black. Jestem nową uczennicą.
Niesamowicie niebieskie oczy kobiety zabrały oddech z moich ust.
- Wejdż - odpowiedziała normalnie, nie robiąc sobie nic z mojego zachowania. - Pani dyrektor już na ciebie czeka.
Kiedy tylko pokazała mi drzwi, dosłownie do nich wbiegłam. Zaczyna brakować mi tlenu, ale to pewnie przez stres.
- Dzień dobry. Jesteś ....
- Eliza Black.
Ustała przede mną niska kobiecina o siwych włosach zebranych w koka. Była ubrana w spódnice w kratkę, białą koszulę i szary sweter. Twarz miała naznaczoną zmarszczkami.
- Tak, dokładnie - kobieta podała mi kilka kartek z równiutko napisanym tekstem. Wciąż były ciepłe i pachniały drukarką. - Tutaj znajdziesz wszystko, co jest ci potrzebne. Twoja pierwsza lekcja to .... historia.
Westchnęłam sfrustrowana. Najgorszy przedmiot w życiu i to jeszcze pierwszego dnia. Jak można zapamiętać te wszystkie daty? A nazwiska? Po co rozstrząsać coś, co już się wydarzyło?
Nagle zadzwonił dzwonek. Był tak głośny, że poczułam tępe pulsowanie w uszach. Już wiem, że wytłumaczenie nie słyszałam dzwonka nie istnieje w tej szkole.
- Chodż, zaprowadzę cię do klasy.
Ruszyłam za dyrektorką. Poruszała się powoli i wyrafinowanie. Po drodze do klasy zahaczyliśmy o obskurną szatnię. Powiesiłam kurtkę na jednym z niewielu wolnych wieszaków. Jak dużo uczniów musi tutaj chodzić?
- 450.
Spojrzałam dziwnie na dyrektorkę i mruknęłam ciche dziękuję. Ja to powiedziałam głośno, czy ona potrafi czytać w myślach? Mam nadzieję, że to pierwsze.
Klasa historyczna znajdowała się na końcu naprawdę długiego korytarza. Dyrektorka zapukała 3 razy do białych drzwi klasy. Weszłam za nią. Poczułam na sobie spojrzenia wszystkich uczniów. Chciałabym pokazać swoją siłę. To jak bardzo jestem niezależna i silna. Po co jednak kłamać, że się boję?
- To jest nowa uczennica, Eliza Black.
Fajnie, wszyscy wszystko wiedzą. Możecie przestać się gapić? Czuję, że zaczynam się rumienić.
- Świetnie, usiądż proszę na wolnym miejscu. Wybierz jakieś.
Spojrzałam na klasę, a potem na nią i tak kilka razy. Uniosłam do góry brew. Jest tylko jedno wolne miejsce w klasie. Czy ta nauczycielka jest głupia, a może ślepa?
Powolnym krokiem, stukając obcasami podchodzę do krzesła. Miejsce obok jest zajęte, przez naprawdę przystojnego chłopaka. Jego włosy to burza czekoladowych włosów. Chłopak spojrzał na mnie i poczułam, jak niesamowicie zielone oczy chłopaka, zabrały oddech z moich ust.
Siadam, a w sali zapanowuje dawny ruch. Nauczycielka wróciła do nudnego monologu, a ja siedząc na samym końcu mam idealny widok na wszystkich uczniów. Na samym początku siedzą kujonii. Są ubrani w nudne sweterki pod szyję a włosy są grzecznie zaczesane. Co chwila podnoszą rękę ukazując wiedzę. Dalej mieszczą się normalni uczniowie. Grają na telefonie, rysują brzegi zeszytów, rozmawiają lub tępo patrzą w sufit. Niedaleko mnie miejsca zajęły gwiazdeczki. Okropne lalunie z blond pasemkami, dużymi dekoltami w strojach cherleederek. Niektóre żują przeciagle gumy, a inne trzymają nogi na udach swoich chłopaków z drużyny piłkarskiej. Nie każda taka jest, jednak większość z nich tak właśnie się zachowuje. To żałosne, jak w jakimś filmie młodzieżowym. Jest również kącik, gdzie siedzą tak zwane wyrzutki. Mają kolczyki, są ubrani na czarno a w uszach schowali słuchawki. Do tej grupy zalicza się chłopak na siedzeniu obok. Widzę wystający jeden z wielu tatuaży. Patrząc na mnie, tylko do tej grupy powinnam należeć, ale ja nie chcę. Nie chcę być nigdzie przydzielona.
Zaraz tutaj umrę. Która jest w ogóle godzina? Rozglądam się, jednak nigdzie nie widzę zegara. Co to za klasa? Nie chce mi się wygrzebywać telefonu z plecaka. Mogę zbyt zwrócić na siebie uwagę tym zachowaniem.
- Która godzina? - szturcham mojego sąsiada w ramię. On tylko sztywnieje jak posąg i nic nie mówi. Co za brak wychowania. Postanawiam odezwać się do chłopaka przede mną. Ma na sobie bluzę z logiem drużyny sportowej, która zakrywa, ale nie maskuje jego idealnie zbudowanego ciała. Ma brązowe włosy z grzywką. Kiedy w końcu przejeżdżam paznokciem po skórze na jego szyi, a chłopak się do mnie odwraca piękne, brązowe oczy. Zauważyłam, że swoim zachowaniem wywołałam u niego gęsią skórkę. - Wiesz, która godzina?
-Wiem.
Jego głos jest niski, ale przyjemny. W oczach pojawiły mu się iskierki radości, a uśmiech się rozszerzył.
- A powiesz mi może która?
- 8:20 skarbeczku.
Przewróciłam oczami na odpowiedz. Chłopak się jednak nie odwrócił. Podziękowałam mu skinieniem głowy, a on dalej siedział z tym idealnym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Byłam bezradna. Nie wiem, jak mam się zachować. Zwłaszcza, kiedy blondyna obok niego zabija mnie w swoich myślach.
- Liam jestem.
Nie opowiedziałam. Nie mam zamiaru zaczynać z nim znajomości.
- Mi się nie przedstawisz?
- Głuchy jesteś? Dyrektorka podawała moje imię.
Lucas spojrzał jednak na mnie nierozumnie.
-Nazywam się osascd.
- Osascd?
- Odwróć się albo skopię ci dupę.
- Słaba riposta - mruknął mój ,,kolega'' z ławki, którego bawiła cała sytuacja.
Westchnęłam podirytowana, modląc się o szybszy dzwonek. Całe szczęście, że po chwili usłyszałam go. Gwałtownie poderwałam się z miejsca. Nie mam ochoty czekać, aż Lucas znowu do mnie zagada. Tą przerwę, tak jak i inne spędziłam na szukaniu nowych klas lub grzebaniu w szafce. Za wszelką cenę starałam się unikać wszystkich. Albo to oni mnie unikali.
O 12 był lunch. Najgorsza godzina wciągu całego dnia. Nie jadłam nic, więc na samą myśl o jedzeniu potwornie zaburczało mi w brzuchu. Przyglądając się mapce, udało mi się trafić do stołówki. Znajduje się ona w piwnicy, do której trzeba zejść po schodach. Jest obskurna, a stoliki są ułożone kilka długich rzędów. Na swoją tacę położyłam czerwone, poobijane jabłko. Usiadłam na samym końcu najbardziej oddalonego stolika. Spojrzałam za okno i porwały mnie wspomnienia. Już chyba dawno nie czułam się tak spokojnie. W dawnej szkole byłam totalny pośmiewiskiem. Tutaj przynajmniej nikt nie zwrócił na mnie uwagi. No może oprócz Liama, ale to zupełnie inna sprawa. Krzesło obok mnie zostało odsunięte. Przeniosłam zdziwionym wzrok zaczynam na dziewczynę siedzącą przede mną. Jest przy tuszy, jednak nie przeszkadzało jej to w założeniu obcisłych rurek i kremowej koszuli. Ma miodowe włosy, które lokami zakrywają jej twarz. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie.
- Lucinda ale mów mi Lucy.
Dziewczyna podała mi nad stołem rękę pełną pierścionków.
- Eliza.
- Jak ci się podoba w szkole?
Lucy wgryzła się w czekoladowy batonik. Musi być przewodniczącą szkoły, skoro się do mnie dosiadła. Trzeba przecież przywitać nową uczennicę.
- Jesteś przewodniczącą?
- Tak.
Już mam coś dodać, kiedy ona mi przerywa.
- Nie myśl sobie, że dlatego tutaj siedzę. Nie jestem jedną z tych chichoczących dziewczyn, które myślą, że jak maja taką posadę to są fajne. Nie jestem lubiana. Ludzie nie tolerują mnie przez mój wygląd. Ty wydajesz mi się bardzo miłą osobą, która potrzebuje towarzystwa. Przy okazji - dziewczyna delikatnie nachyliła się w moją stronę - chłopacy się na ciebie gapią.
Oblałam się rumieńcem. Czemu w dawnych szkołach nikt nie zwracał na mnie uwagi, a tutaj nagle tak? Czuję się nieswojo. Jeszcze nigdy nie miałam chłopaka, ani mowa o całowaniu. Nie byłam nawet na randce. Żyłam zamknięta jak w klasztorze. Większość mojego dzieciństwa to piekło.
- Sądzisz, że będę miała z dziewczynami na pieńku?
- Byłam na historii, kiedy Lucas do ciebie zagadał. Jego dziewczyna nie była z tego powodu zadowolona. Natomiast zakochane singielki mordują cię wzrokiem, kiedy tylko ich wybranek obliże sobie wargi na twój widok.
Wydaję mi się, że ta dziewczyna jest uszami i oczami dyrektorki. Wie rzeczy, który ja nie zauważyłam. A powinnam.
- Słuchaj, kim jest chłopak, co siedział ze mną na historii?
- To był Harry. Ja mówię na niego Hazza. Siedzi ze swoją grupką emo, jednak w pewnej części należy do nas.
Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem. Kobieto, tłumacz dalej.
-Nas, czyli chóru.- odpowiedziała dziewczyna, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie- Tworzymy zespół szkolny, reprezentujemy miasto na konkursach. W skład niego wchodzę na przykład ja,Harry, Liam i jego dziewczyna oraz jeszcze kilka osób. Jesteśmy wymieszani, jednak mamy talent. Ja śpiewam. Hazza też, jednak on potrafi dodatkowo świetnie grać na gitarze, a Liam rapuje. Mimo, że tworzymy zgrany zespół, w normalnym życiu nie znamy się. Mamy swoje problemy i w żadne z nich się nie wtrącamy.
- To... ym ... przykre.- tak, Eliza, potrafisz pocieszyć jak nikt inny.
Lucy machnęła na to ręką i wstała od stołu.
- Takie życie. Do zobaczenia jutro.
Znowu zostałam sama. Jak dużo się jeszcze dzisiaj zdarzy? Jak wielu rzeczy się jeszcze dowiem? Ta szkoła to jedna, wielka zagadka.
W końcu i ja wstałam. Oddałam nietknięte jabłko i wróciłam na lekcje.
Notka od Autorki: Mamy piąteczek. Kurcze, ale się cieszę. Nie mogę doczekać się wakacji, mam nadzieję, że wy również.
Dla odmiany w opowiadaniu jest zima i szkoła, więc liczę, że nikomu to nie przeszkadza.
Rozdział drugi zawitał już dla was. Mam niespodziankę, dla każdego, kto to czyta. Już za chwilę pojawi się rozdział trzeci. Dwa rozdziały jednego dnia? To nie koniec! Jutro pojawi się rozdział czwarty i wtedy już zacznę normalne dodawanie rozdziałów co tydzień. Mam nadzieję, że cieszycie się tak samo, jak ja.
Proszę o komentarze dla motywacji. Liczę na każdego z was. Jeśli chcecie podać mi swoje blogi, piszcie, a chętnie zajrzę.
Jeśli chcecie się ze mną skontaktować piszcie na e-mail: anastazja.blog@wp.pl
Wypiłam kolejny łyk herbaty. To właśnie ona mnie rozlużniła. Od kilku godzin strasznie się stresuje. Niby idę znowu do kolejnej szkoły. Nie powinno mnie to martwić. W końcu i tak nikt mnie nie polubi. Usiadłam na podłodze przed lustrem, które było przyczepione do drzwi szafki. Nałożyłam na twarz codzienny makijaż. Podkład, bronzer, czarna kredka wokół oczu i czerwona szminka. Swoje włosy wyprostowałam. Staram się tak zaczesywać włosy, aby nikt nie zauważył blizn.Tak gotowa ubrałam się w czarne spodnie i beżowy sweter. Do tego dobrałam botki. Zanim zeszłam na dół przeszukałam, posiedziałam chwilę na łóżku. Wiem, że powinnam jak najszybciej zmierzyć się z problemami. To wcale nie jest takie łatwe. Nie wiem co mnie czeka w nowej szkole. Jestem bardzo zmęczona i nie mam siły na kolejne wyzwiska. Wydaję mi się, że tym razem moja psychika tego po prostu nie wytrzyma. W końcu, jak długo można cierpieć? Kiedyś muszę znależć ukojenie dla duszy. Boję się, że nastąpi ono dopiero po mojej śmierci.
- Jesteś gotowa?- spytała się mnie babcia, czekając w progu. - Wiesz, że masz udać się do dyrektorki, prawda? A potem...
-Babciu, opowiadałaś mi wszystko z tysiąc razy. Wiem, co mam robić.
Uśmiechnęłam się do niej pogodnie. Powinnam cieszyć się najmniejszą chwilą. W końcu w moim życiu jest ich bardzo mało
Babcia ucałowała mnie na pożegnanie. Już dawno nie czułam się tak. Nadszedł czas i na mnie. Ktoś się o mnie troszczy.
Włożyłam do uszu słuchawki, które od razu przeniosły mnie w inny świat. nie jest to tak, jak opisują inni ludzie: zapominasz o problemach i cieszysz się życiem. Nie prawda. To właśnie dzięki muzyce o wszystkim pamiętasz. Stara miłość, choroba, ostatnie wakacje. Wszystkie wspomnienia otaczają cię dokoła. Muzyka jest barierą. Broni cię i otula słowami. Daje bezpieczeństwo.Idąc
ulicą nie zwracam uwagi na moje przemarżnięte ciało czy na obłoczek pary. Ludzie śpieszący się do pracy lub nastolatkowie palący papierosy po kątach nie są ważni. Liczę się tylko ja i muzyka.
Po 15 minutach staję przed dużym budynkiem. Widok szkoły mnie zaskakuje. Z zewnątrz jest oczywiście szara i ponura. Wybrukowane schody prowadzą wprost do mosiężnych drzwi. Wokół chodzi wiele zmarżniętych nastolatków pragnących powrotu do ciepłego łóżka. W środku troszkę cieplej, jednak nie dzięki ogrzewaniu, a wystrojowi. Ściany mają delikatny, brzoskwiniowy kolor a kolorowa, szkolna podłoga nadaje barw całemu miejscu. Czuję się jak w podstawówce i wiem, że nie powinno tak być. Na ścianach wiszą obowiązkowe dyplomy, zdjęcia oraz prace uczniów.
Sekretariat znajduje się na samym początku. Wchodzę tam i mam od razu ochotę opuścić to pomieszczenie. Jest tutaj gwarno jak w ulu, a mała sekretarka siedzie schowana między stertą papierów. Nikt nie zwraca na mnie uwagi. Jakbym nie istniała. Westchnęłam, ponieważ nic się nie zmieniło. Zmieniając swój styl pokazałam siebie, co nie oznacza, że zostałam opleciona wianuszkiem chichoczących landrynek. Wzdrygnęłam się na myśl o tych laleczkach. Pomyśleć, że chciałam taka być. Jednak jakby o tym pomyśleć, to niewiele się różnimy. Mam ciemniejsze ubrania i nie jest lubiana. Zostawiam za sobą myśli i stukając obcasami podchodzę bliżej. Staję dosłownie kilka centymetrów od twarzy kobiety, która dalej jest zachłannie wpatrzona w staroświecki komputer.
- Halo? - machnęłam ręką prze jej twarzą - Halo? - okey, mogę pokrzyczeć - Przepraszam, ale czy może mnie pani posłuchać?!
Nie wiem skąd pojawił się u mnie ten jadowity ton. Nie chciałam urazić kobiety, jednak zaczęła działać mi na nerwy.
- Nazywam się Eliza Black. Jestem nową uczennicą.
Niesamowicie niebieskie oczy kobiety zabrały oddech z moich ust.
- Wejdż - odpowiedziała normalnie, nie robiąc sobie nic z mojego zachowania. - Pani dyrektor już na ciebie czeka.
Kiedy tylko pokazała mi drzwi, dosłownie do nich wbiegłam. Zaczyna brakować mi tlenu, ale to pewnie przez stres.
- Dzień dobry. Jesteś ....
- Eliza Black.
Ustała przede mną niska kobiecina o siwych włosach zebranych w koka. Była ubrana w spódnice w kratkę, białą koszulę i szary sweter. Twarz miała naznaczoną zmarszczkami.
- Tak, dokładnie - kobieta podała mi kilka kartek z równiutko napisanym tekstem. Wciąż były ciepłe i pachniały drukarką. - Tutaj znajdziesz wszystko, co jest ci potrzebne. Twoja pierwsza lekcja to .... historia.
Westchnęłam sfrustrowana. Najgorszy przedmiot w życiu i to jeszcze pierwszego dnia. Jak można zapamiętać te wszystkie daty? A nazwiska? Po co rozstrząsać coś, co już się wydarzyło?
Nagle zadzwonił dzwonek. Był tak głośny, że poczułam tępe pulsowanie w uszach. Już wiem, że wytłumaczenie nie słyszałam dzwonka nie istnieje w tej szkole.
- Chodż, zaprowadzę cię do klasy.
Ruszyłam za dyrektorką. Poruszała się powoli i wyrafinowanie. Po drodze do klasy zahaczyliśmy o obskurną szatnię. Powiesiłam kurtkę na jednym z niewielu wolnych wieszaków. Jak dużo uczniów musi tutaj chodzić?
- 450.
Spojrzałam dziwnie na dyrektorkę i mruknęłam ciche dziękuję. Ja to powiedziałam głośno, czy ona potrafi czytać w myślach? Mam nadzieję, że to pierwsze.
Klasa historyczna znajdowała się na końcu naprawdę długiego korytarza. Dyrektorka zapukała 3 razy do białych drzwi klasy. Weszłam za nią. Poczułam na sobie spojrzenia wszystkich uczniów. Chciałabym pokazać swoją siłę. To jak bardzo jestem niezależna i silna. Po co jednak kłamać, że się boję?
- To jest nowa uczennica, Eliza Black.
Fajnie, wszyscy wszystko wiedzą. Możecie przestać się gapić? Czuję, że zaczynam się rumienić.
- Świetnie, usiądż proszę na wolnym miejscu. Wybierz jakieś.
Spojrzałam na klasę, a potem na nią i tak kilka razy. Uniosłam do góry brew. Jest tylko jedno wolne miejsce w klasie. Czy ta nauczycielka jest głupia, a może ślepa?
Powolnym krokiem, stukając obcasami podchodzę do krzesła. Miejsce obok jest zajęte, przez naprawdę przystojnego chłopaka. Jego włosy to burza czekoladowych włosów. Chłopak spojrzał na mnie i poczułam, jak niesamowicie zielone oczy chłopaka, zabrały oddech z moich ust.
Siadam, a w sali zapanowuje dawny ruch. Nauczycielka wróciła do nudnego monologu, a ja siedząc na samym końcu mam idealny widok na wszystkich uczniów. Na samym początku siedzą kujonii. Są ubrani w nudne sweterki pod szyję a włosy są grzecznie zaczesane. Co chwila podnoszą rękę ukazując wiedzę. Dalej mieszczą się normalni uczniowie. Grają na telefonie, rysują brzegi zeszytów, rozmawiają lub tępo patrzą w sufit. Niedaleko mnie miejsca zajęły gwiazdeczki. Okropne lalunie z blond pasemkami, dużymi dekoltami w strojach cherleederek. Niektóre żują przeciagle gumy, a inne trzymają nogi na udach swoich chłopaków z drużyny piłkarskiej. Nie każda taka jest, jednak większość z nich tak właśnie się zachowuje. To żałosne, jak w jakimś filmie młodzieżowym. Jest również kącik, gdzie siedzą tak zwane wyrzutki. Mają kolczyki, są ubrani na czarno a w uszach schowali słuchawki. Do tej grupy zalicza się chłopak na siedzeniu obok. Widzę wystający jeden z wielu tatuaży. Patrząc na mnie, tylko do tej grupy powinnam należeć, ale ja nie chcę. Nie chcę być nigdzie przydzielona.
Zaraz tutaj umrę. Która jest w ogóle godzina? Rozglądam się, jednak nigdzie nie widzę zegara. Co to za klasa? Nie chce mi się wygrzebywać telefonu z plecaka. Mogę zbyt zwrócić na siebie uwagę tym zachowaniem.
- Która godzina? - szturcham mojego sąsiada w ramię. On tylko sztywnieje jak posąg i nic nie mówi. Co za brak wychowania. Postanawiam odezwać się do chłopaka przede mną. Ma na sobie bluzę z logiem drużyny sportowej, która zakrywa, ale nie maskuje jego idealnie zbudowanego ciała. Ma brązowe włosy z grzywką. Kiedy w końcu przejeżdżam paznokciem po skórze na jego szyi, a chłopak się do mnie odwraca piękne, brązowe oczy. Zauważyłam, że swoim zachowaniem wywołałam u niego gęsią skórkę. - Wiesz, która godzina?
-Wiem.
Jego głos jest niski, ale przyjemny. W oczach pojawiły mu się iskierki radości, a uśmiech się rozszerzył.
- A powiesz mi może która?
- 8:20 skarbeczku.
Przewróciłam oczami na odpowiedz. Chłopak się jednak nie odwrócił. Podziękowałam mu skinieniem głowy, a on dalej siedział z tym idealnym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Byłam bezradna. Nie wiem, jak mam się zachować. Zwłaszcza, kiedy blondyna obok niego zabija mnie w swoich myślach.
- Liam jestem.
Nie opowiedziałam. Nie mam zamiaru zaczynać z nim znajomości.
- Mi się nie przedstawisz?
- Głuchy jesteś? Dyrektorka podawała moje imię.
Lucas spojrzał jednak na mnie nierozumnie.
-Nazywam się osascd.
- Osascd?
- Odwróć się albo skopię ci dupę.
- Słaba riposta - mruknął mój ,,kolega'' z ławki, którego bawiła cała sytuacja.
Westchnęłam podirytowana, modląc się o szybszy dzwonek. Całe szczęście, że po chwili usłyszałam go. Gwałtownie poderwałam się z miejsca. Nie mam ochoty czekać, aż Lucas znowu do mnie zagada. Tą przerwę, tak jak i inne spędziłam na szukaniu nowych klas lub grzebaniu w szafce. Za wszelką cenę starałam się unikać wszystkich. Albo to oni mnie unikali.
O 12 był lunch. Najgorsza godzina wciągu całego dnia. Nie jadłam nic, więc na samą myśl o jedzeniu potwornie zaburczało mi w brzuchu. Przyglądając się mapce, udało mi się trafić do stołówki. Znajduje się ona w piwnicy, do której trzeba zejść po schodach. Jest obskurna, a stoliki są ułożone kilka długich rzędów. Na swoją tacę położyłam czerwone, poobijane jabłko. Usiadłam na samym końcu najbardziej oddalonego stolika. Spojrzałam za okno i porwały mnie wspomnienia. Już chyba dawno nie czułam się tak spokojnie. W dawnej szkole byłam totalny pośmiewiskiem. Tutaj przynajmniej nikt nie zwrócił na mnie uwagi. No może oprócz Liama, ale to zupełnie inna sprawa. Krzesło obok mnie zostało odsunięte. Przeniosłam zdziwionym wzrok zaczynam na dziewczynę siedzącą przede mną. Jest przy tuszy, jednak nie przeszkadzało jej to w założeniu obcisłych rurek i kremowej koszuli. Ma miodowe włosy, które lokami zakrywają jej twarz. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie.
- Lucinda ale mów mi Lucy.
Dziewczyna podała mi nad stołem rękę pełną pierścionków.
- Eliza.
- Jak ci się podoba w szkole?
Lucy wgryzła się w czekoladowy batonik. Musi być przewodniczącą szkoły, skoro się do mnie dosiadła. Trzeba przecież przywitać nową uczennicę.
- Jesteś przewodniczącą?
- Tak.
Już mam coś dodać, kiedy ona mi przerywa.
- Nie myśl sobie, że dlatego tutaj siedzę. Nie jestem jedną z tych chichoczących dziewczyn, które myślą, że jak maja taką posadę to są fajne. Nie jestem lubiana. Ludzie nie tolerują mnie przez mój wygląd. Ty wydajesz mi się bardzo miłą osobą, która potrzebuje towarzystwa. Przy okazji - dziewczyna delikatnie nachyliła się w moją stronę - chłopacy się na ciebie gapią.
Oblałam się rumieńcem. Czemu w dawnych szkołach nikt nie zwracał na mnie uwagi, a tutaj nagle tak? Czuję się nieswojo. Jeszcze nigdy nie miałam chłopaka, ani mowa o całowaniu. Nie byłam nawet na randce. Żyłam zamknięta jak w klasztorze. Większość mojego dzieciństwa to piekło.
- Sądzisz, że będę miała z dziewczynami na pieńku?
- Byłam na historii, kiedy Lucas do ciebie zagadał. Jego dziewczyna nie była z tego powodu zadowolona. Natomiast zakochane singielki mordują cię wzrokiem, kiedy tylko ich wybranek obliże sobie wargi na twój widok.
Wydaję mi się, że ta dziewczyna jest uszami i oczami dyrektorki. Wie rzeczy, który ja nie zauważyłam. A powinnam.
- Słuchaj, kim jest chłopak, co siedział ze mną na historii?
- To był Harry. Ja mówię na niego Hazza. Siedzi ze swoją grupką emo, jednak w pewnej części należy do nas.
Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem. Kobieto, tłumacz dalej.
-Nas, czyli chóru.- odpowiedziała dziewczyna, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie- Tworzymy zespół szkolny, reprezentujemy miasto na konkursach. W skład niego wchodzę na przykład ja,Harry, Liam i jego dziewczyna oraz jeszcze kilka osób. Jesteśmy wymieszani, jednak mamy talent. Ja śpiewam. Hazza też, jednak on potrafi dodatkowo świetnie grać na gitarze, a Liam rapuje. Mimo, że tworzymy zgrany zespół, w normalnym życiu nie znamy się. Mamy swoje problemy i w żadne z nich się nie wtrącamy.
- To... ym ... przykre.- tak, Eliza, potrafisz pocieszyć jak nikt inny.
Lucy machnęła na to ręką i wstała od stołu.
- Takie życie. Do zobaczenia jutro.
Znowu zostałam sama. Jak dużo się jeszcze dzisiaj zdarzy? Jak wielu rzeczy się jeszcze dowiem? Ta szkoła to jedna, wielka zagadka.
W końcu i ja wstałam. Oddałam nietknięte jabłko i wróciłam na lekcje.
Notka od Autorki: Mamy piąteczek. Kurcze, ale się cieszę. Nie mogę doczekać się wakacji, mam nadzieję, że wy również.
Dla odmiany w opowiadaniu jest zima i szkoła, więc liczę, że nikomu to nie przeszkadza.
Rozdział drugi zawitał już dla was. Mam niespodziankę, dla każdego, kto to czyta. Już za chwilę pojawi się rozdział trzeci. Dwa rozdziały jednego dnia? To nie koniec! Jutro pojawi się rozdział czwarty i wtedy już zacznę normalne dodawanie rozdziałów co tydzień. Mam nadzieję, że cieszycie się tak samo, jak ja.
Proszę o komentarze dla motywacji. Liczę na każdego z was. Jeśli chcecie podać mi swoje blogi, piszcie, a chętnie zajrzę.
Jeśli chcecie się ze mną skontaktować piszcie na e-mail: anastazja.blog@wp.pl
wtorek, 9 czerwca 2015
Rozdział 1
Ktokolwiek nieszczęśliwych, być może, odwodzi od śmierci, ten jest
okrutny:śmierć bywa karą niekiedy, ale czasem darem: dla wielu jest ona
łaską
Seneka Młodszy
Stoję przed dużym lustrem w pokoju. Mam na sobie skromną, czarną sukienkę i wysokie kozaki na obcasie. Właśnie kończę rozczesywać czerwone jak mak włosy. Przemalowałam je zaraz po wyjściu ze szpitala. Straciły swój brązowy odcień, na rzecz nowego, buntowniczego stylu. Czasy miłej, cichej dziewczynki w różowej sukieneczce się skończyły. Skoro takiej nikt mnie nie akceptował, to teraz też nie będą. Po co więc się starać? Moja osiemnastoletnia twarz została przykryta mocnym makijażem., Dla ostatniej osoby, która mnie kocha, jestem znowu dawnym dzieckiem. Aniołek w przebraniu diablicy. Dzisiaj pożegnam swoją mamę. Na samą myśl mam w oczach łzy, jednak nie mogę płakać. Muszę być jak ona, silna. Kiedy wiem, że już czas wychodzić wkładam na siebie obowiązkowo czarny płaszcz i komin. Na dworze panuje przerażliwy mróz. Babcia czeka na dole. Jej twarz jest przybrana w sztuczny uśmiech. Wiem, że stara się tylko dla mnie.
- Gotowa? - pyta, wciskając mi do ręki bukiet kwiatów.
Niepewnie kiwam głową, zaprzeczenie i tak nic by nie dało. Po kilku minutach drogi jesteśmy w starym kościele z drewna. Przyszło kilka koleżanek babci oraz znajomi z pracy mojej mamy. Niby tak dobrze się znają, a nie widzieli, że mąż się nad nią znęca? Gruby ksiądz odprawia mszę. Nie słucham jego głosu, ponieważ moje myśli są odsunięte w stronę mamy. Jej zdjęcia przy trumnie, rzędu nic nie znaczących kwiatów. W końcu przychodzi kolej na mnie. Piękny głos odziedziczyłam po niej. Wchodzę kilka schodków ku górze i siadam przed pianinem. Zaczynam śpiewać piosenkę Christiny Aguilery. Wybrałam jej piosenkę, ponieważ nad nią ojciec również się znęcał. Jechałyśmy nad tym samym wózku..
Christina Aguilera - I'm ok. ( wersja przeniesiona na pianino)
Once upon a time there was a girl
In her early years she had to learn
How to grow up living in a war that she called home
Never know just where to turn for shelter from the storm
Hurt me to see the pain across my mother's face
Everytime my father's fist would put her in her place
Hearing all the yelling, I would cry up in my room
Hoping it would be over soon
Bruises fade father, but the pain remains the same
I still remember how you kept me so afraid
The strength is my mother, for all the love she gave
Every morning that I wake, I look back at yesterday
And I'm Ok
I often wonder why I've carried all this guilt
When it's you that helped me put up all these walls I've built
Shadows stir at night through a crack in the door
The echoes of a broken child screaming please no more
Daddy don't you understand the damage you have done?
For you it's just a memory but for me it still lives on
tłm. polskie
Pewnego razu była sobie dziewczynka. I w tak młodym wieku musiała się nauczyć, jak dorosnąć żyjąc w wojnie, którą nazywała domem. Nigdy nie wiedziała, gdzie zwrócić się po schronienie przed burzą. Rani mnie oglądanie bólu na twarzy mojej matki za każdym razem, gdy pięść mojego ojca znajduje się na jej twarzy. Słysząc wrzaski, chciałam płakać w swoim pokoju, mając nadzieję, że to się wkrótce skończy. Siniaki bledną, ojcze, ale ból pozostaje taki sam. Wciąż pamiętam jak napawałeś mnie strachem. Moja matka jest silna dzięki całej miłości jaką dawała. Każdego ranka kiedy wstaję, cofam się do wczorajszego dnia I ja jestem w porządku. Często zastanawiam się, dlaczego ponoszę całą winę. Skoro to ty pomogłeś mi podnieść wszystkie mury, jakie zbudowałam. Cienie mieszają się nocą poprzez szczelinę w drzwiach. Echo zranionego dziecka krzyczy, proszę, już dość Tatusiu, czy nie rozumiesz jaką szkodę wyrządziłeś? Dla ciebie to tylko wspomnienie, ale we mnie to wciąż żyje.
Dalej nie potrafię już śpiewać. Mam w gardle gulę, a z oczu lecą łzy. Wracam więc ze spuszczoną głową na miejsce. Do końca nie potrafię się już uspokoić. Wszyscy przybyli goście wzruszyli się moją piosenką. Jednak to mnie nie obchodzi. Jest ona złożona na hołd mamy. Kiedy moja mama jest już w trumnie, rzucam na nią kwiaty. Niebieskie róże toną w białym śniegu. Są jak niebo. Nieskalane i niewinne.
Muszę zostać odciągnięta przez babcię, żeby możną było położyć nagrobek. Kwiaty i znicze przykryły go. Mimo śniegu przez kilka godzin klęczę przy jej grobie śpiewając kołysankę. Nie wierzę, że już nigdy jej nie zobaczę. Nie usłyszę słów kocham cię. Nigdy nie będzie tak jak dawniej. Jak mam spróbować żyć na nowo, kiedy myśli zaprząta mi mama. Moja kochana mamusia, która musiała odejść. Zabił ją tyran, nie człowiek, nie mąż, nie ojciec. To on doprowadził do stanu, gdzie nie mam jej, mojego podparcia. Nie wiem, czy będę potrafiła dalej żyć.
Jednak, może tak lepiej. Mama cierpiała. Była bita i poniżana. Może lepiej, że odeszła. Teraz jest aniołem. Czuwa nade mną. Jest w końcu szczęśliwa, ponieważ swoją mękę na ziemi zakończyła.
Zostaję zabrana przez równie zapłakaną babcię do domu. Jestem jej wdzięczna, że przez całą drogę nic nie mówi, nie pociesza i nie lituje się nade mną.
Przesiedziałam na parapecie całą noc. Patrzyłam się na gwiazdy, szukając tej jedynej. To ona będzie błyszczała najjaśniej. Tam będzie moja mama.
Mimo, że nie ma jej ciałem, nigdy nie przestanie żyć w moim sercu.
Notka od Autorki: Jest i rozdział. Mam nadzieję, że się podoba. Cała akcja rozpocznie się już w następnym rozdziale, więc nie martwcie się. Nie będzie on już tak przygnębiający i ciężki jak ten. Zamierzam go dodać w piątek. Liczę, że do tej pory uzbiera się chociaż jeden komentarz. To wiele dla mnie znaczy!!!
Jeśli chcecie mi pomóc, to bardzo, ale to bardzo was proszę. Jeśli spodobał wam się mój blog, to powiedzcie o nim znajomym. Mam nadzieję, że chociaż kilka nowych osób zainteresuje się opowiadaniem.
To chyba tyle. Jeśli macie jakieś pytania piszcie w komentarzach lub na e-maila: anastazja.blog@wp.pl
Seneka Młodszy
Stoję przed dużym lustrem w pokoju. Mam na sobie skromną, czarną sukienkę i wysokie kozaki na obcasie. Właśnie kończę rozczesywać czerwone jak mak włosy. Przemalowałam je zaraz po wyjściu ze szpitala. Straciły swój brązowy odcień, na rzecz nowego, buntowniczego stylu. Czasy miłej, cichej dziewczynki w różowej sukieneczce się skończyły. Skoro takiej nikt mnie nie akceptował, to teraz też nie będą. Po co więc się starać? Moja osiemnastoletnia twarz została przykryta mocnym makijażem., Dla ostatniej osoby, która mnie kocha, jestem znowu dawnym dzieckiem. Aniołek w przebraniu diablicy. Dzisiaj pożegnam swoją mamę. Na samą myśl mam w oczach łzy, jednak nie mogę płakać. Muszę być jak ona, silna. Kiedy wiem, że już czas wychodzić wkładam na siebie obowiązkowo czarny płaszcz i komin. Na dworze panuje przerażliwy mróz. Babcia czeka na dole. Jej twarz jest przybrana w sztuczny uśmiech. Wiem, że stara się tylko dla mnie.
- Gotowa? - pyta, wciskając mi do ręki bukiet kwiatów.
Niepewnie kiwam głową, zaprzeczenie i tak nic by nie dało. Po kilku minutach drogi jesteśmy w starym kościele z drewna. Przyszło kilka koleżanek babci oraz znajomi z pracy mojej mamy. Niby tak dobrze się znają, a nie widzieli, że mąż się nad nią znęca? Gruby ksiądz odprawia mszę. Nie słucham jego głosu, ponieważ moje myśli są odsunięte w stronę mamy. Jej zdjęcia przy trumnie, rzędu nic nie znaczących kwiatów. W końcu przychodzi kolej na mnie. Piękny głos odziedziczyłam po niej. Wchodzę kilka schodków ku górze i siadam przed pianinem. Zaczynam śpiewać piosenkę Christiny Aguilery. Wybrałam jej piosenkę, ponieważ nad nią ojciec również się znęcał. Jechałyśmy nad tym samym wózku..
Christina Aguilera - I'm ok. ( wersja przeniesiona na pianino)
Once upon a time there was a girl
In her early years she had to learn
How to grow up living in a war that she called home
Never know just where to turn for shelter from the storm
Hurt me to see the pain across my mother's face
Everytime my father's fist would put her in her place
Hearing all the yelling, I would cry up in my room
Hoping it would be over soon
Bruises fade father, but the pain remains the same
I still remember how you kept me so afraid
The strength is my mother, for all the love she gave
Every morning that I wake, I look back at yesterday
And I'm Ok
I often wonder why I've carried all this guilt
When it's you that helped me put up all these walls I've built
Shadows stir at night through a crack in the door
The echoes of a broken child screaming please no more
Daddy don't you understand the damage you have done?
For you it's just a memory but for me it still lives on
tłm. polskie
Pewnego razu była sobie dziewczynka. I w tak młodym wieku musiała się nauczyć, jak dorosnąć żyjąc w wojnie, którą nazywała domem. Nigdy nie wiedziała, gdzie zwrócić się po schronienie przed burzą. Rani mnie oglądanie bólu na twarzy mojej matki za każdym razem, gdy pięść mojego ojca znajduje się na jej twarzy. Słysząc wrzaski, chciałam płakać w swoim pokoju, mając nadzieję, że to się wkrótce skończy. Siniaki bledną, ojcze, ale ból pozostaje taki sam. Wciąż pamiętam jak napawałeś mnie strachem. Moja matka jest silna dzięki całej miłości jaką dawała. Każdego ranka kiedy wstaję, cofam się do wczorajszego dnia I ja jestem w porządku. Często zastanawiam się, dlaczego ponoszę całą winę. Skoro to ty pomogłeś mi podnieść wszystkie mury, jakie zbudowałam. Cienie mieszają się nocą poprzez szczelinę w drzwiach. Echo zranionego dziecka krzyczy, proszę, już dość Tatusiu, czy nie rozumiesz jaką szkodę wyrządziłeś? Dla ciebie to tylko wspomnienie, ale we mnie to wciąż żyje.
Dalej nie potrafię już śpiewać. Mam w gardle gulę, a z oczu lecą łzy. Wracam więc ze spuszczoną głową na miejsce. Do końca nie potrafię się już uspokoić. Wszyscy przybyli goście wzruszyli się moją piosenką. Jednak to mnie nie obchodzi. Jest ona złożona na hołd mamy. Kiedy moja mama jest już w trumnie, rzucam na nią kwiaty. Niebieskie róże toną w białym śniegu. Są jak niebo. Nieskalane i niewinne.
Muszę zostać odciągnięta przez babcię, żeby możną było położyć nagrobek. Kwiaty i znicze przykryły go. Mimo śniegu przez kilka godzin klęczę przy jej grobie śpiewając kołysankę. Nie wierzę, że już nigdy jej nie zobaczę. Nie usłyszę słów kocham cię. Nigdy nie będzie tak jak dawniej. Jak mam spróbować żyć na nowo, kiedy myśli zaprząta mi mama. Moja kochana mamusia, która musiała odejść. Zabił ją tyran, nie człowiek, nie mąż, nie ojciec. To on doprowadził do stanu, gdzie nie mam jej, mojego podparcia. Nie wiem, czy będę potrafiła dalej żyć.
Jednak, może tak lepiej. Mama cierpiała. Była bita i poniżana. Może lepiej, że odeszła. Teraz jest aniołem. Czuwa nade mną. Jest w końcu szczęśliwa, ponieważ swoją mękę na ziemi zakończyła.
Zostaję zabrana przez równie zapłakaną babcię do domu. Jestem jej wdzięczna, że przez całą drogę nic nie mówi, nie pociesza i nie lituje się nade mną.
Przesiedziałam na parapecie całą noc. Patrzyłam się na gwiazdy, szukając tej jedynej. To ona będzie błyszczała najjaśniej. Tam będzie moja mama.
Mimo, że nie ma jej ciałem, nigdy nie przestanie żyć w moim sercu.
Notka od Autorki: Jest i rozdział. Mam nadzieję, że się podoba. Cała akcja rozpocznie się już w następnym rozdziale, więc nie martwcie się. Nie będzie on już tak przygnębiający i ciężki jak ten. Zamierzam go dodać w piątek. Liczę, że do tej pory uzbiera się chociaż jeden komentarz. To wiele dla mnie znaczy!!!
Jeśli chcecie mi pomóc, to bardzo, ale to bardzo was proszę. Jeśli spodobał wam się mój blog, to powiedzcie o nim znajomym. Mam nadzieję, że chociaż kilka nowych osób zainteresuje się opowiadaniem.
To chyba tyle. Jeśli macie jakieś pytania piszcie w komentarzach lub na e-maila: anastazja.blog@wp.pl
niedziela, 7 czerwca 2015
Prolog
Idż wyprostowany wśród tych co na kolanach, wśród odwróconych plecami
i obalonych w proch, ocalałeś nie po to by żyć ... bądż wierny. Idż.
Zbigniew Herbert
- Mamusiu co masz na rękach?
Właśnie szykowałam ciasteczka z moją 3-letnią córeczką. Zdziwiło mnie jej pytanie. Jak odpowiedzieć tak małemu dziecku o problemach z dawnych lat? Jak przekazać cząstkę sekretu?
- Nic takiego. - westchnęłam, po czym wytarłam ręce w fartuch - Chodż, może coś obejrzysz?
Zaniosłam Alice na sofę. Włączyłam jej ulubiony program z bajkami, a sama poszam do pokoju. Pod stertą ubrań wygrzebałam stary, czerwony notes. Nie wiem, dlaczego wyjęłam właśnie ten pamiętnik sprzed 6 lat. Otworzyłam go w połowie.
Drogi pamiętniczku!
Rodzice znowu się pokłócili. Ojciec uderzył mamę w twarz. Ona jednak nie uroniła ani jednej łzy, nie dała się zastraszyć. Zazdroszczę jej odwagi. Dzisiaj tata zamknął mnie w schowku. Miałam szczęście, że doszło tylko do tego. W szkole znowu zostałam wyśmiana. Mam tego dość. Jestem taka jak inne dziewczynki. Dlaczego więc nikt mnie nie lubi? Dlaczego muszą się nade mną znęcać? Co ja im zrobiłam?
Następny wpis został zrobiony kilka miesięcy póżniej.
Pamiętniczku!
Stało się. To właśnie dzisiaj sięgnęłam po żyletkę. Była dla mnie chwilowym ukojeniem, moje myśli zaprzątał inny ból. Wstydzę się, że to zrobiłam, ale nie da się cofnąć czasu od tak. Ojciec wparował do łazienki (jaka ja byłam głupia, że nie zamknęłam drzwi) i zrobił mi kolejne dwie rany. Jedną przy uchu, a drugą przy linii żuchwy. Obie po prawej stronie, bo z tej reki bije najmocniej. Jak bardzo trzeba być wyprutym z emocji, aby nie ruszył go mój krzycz, moje wołanie o pomoc? Kazał posprzątać łazienkę z krwi i obiecać, że nie powiem nikomu tego, jak bardzo mnie oszpecił. Niby komu mogłabym to powiedzieć? Ludzi obchodzą tylko własne problemy. Żałuję, że muszę to wszystko oglądać. W szkole dalej nie dają mi spokoju. Nauczyciele się na mnie uwzieli, a uczniowie skaczą mi do gardła? Czy tak wygląda życie anioła?
Kolejne słowa sprawiły, że nie potrafię dłużej powstrzymać łez.
Dniu!
Mama nie żyje. Sądziłam,że tata tylko żartował mówiąc, że w końcu ją zabije, ale to nie są tylko słowa. To nigdy nie były tylko słowa. Dzisiaj kłótnia była nadwyraz głośna. Mama pierwszy raz postawiła sie ojcu. Ten tak się zdenerwował, że na poczatek mocno mnie pobił na jej oczach. Nie czułam jednak bólu fizycznego. Przyzwyczaiłam się do niego. To widok nagiej mamy przywiązanej do krzesła połamał moje serce. Ojciec okładał ją paskiem po, upajał się strachem. Sprawiało mu przyjemność zadawanie bólu. Chwilę póżniej mój świat się zatrzymał. Przez łzy widziałam nóż. Srebrny, połyskujący, piękny. To on ukradł życie mojej mamusi. Udało mi się ostatni raz uchwycić spojrzenie jej czekoladowych oczu, póki nie wywróciły się one białkami do przodu. Szeptałam co chwila - Mamusiu wróć. Proszę, nie zostawiaj mnie. Wiedziałam jednak, że to koniec. Ona odeszła a wraz z nią moja nadzieja. Ojciec uciekł, a sąsiadka zwołana krzykami znalazła nas. Pierwszy raz po mnie przyszła. Czy nigdy nie słyszała kłótni? Do czego musiało dojść, aby ktoś się nami zainteresował. Jaka tragedia musiała się stać, aby ktoś przyszedł nam pomóc?
Dokładnie pamiętam te dni, których nie chcę. Każda blizna przypomina mi o tej chwili, a gdy tylko zamknę oczy widzę jej nagą skórę zalaną krwią. Spoglądam na ostatnią zapisaną kartkę w pamiętniku. Jest strony były delikatnie pomarszczone przez słone łzy.
Odnależli ojca. Jest w więzieniu. Dobrze mu tak. Niech tam zdechnie. Nie chcę mieć z nim nic do czynienia. Jego nie można nazwać człowiekiem, bowiem żaden człowiek tak nie postępuje.
Odnalazła się również babcia, mama mojej mamusi. Wyjechałam do jej domu, 4 godziny drogi stąd. Od teraz będę chodziła do nowej szkoły. Muszę zostawić przeszłość za sobą. Jednak, czy to jest możliwe? Czy nowe kroki prowadzą do zapomnienia? Niestety, nie. Mogę próbować wszystkiego, ale wspomnienia zabiorę do grobu.
Jutro odbędzie się pogrzeb mamy. Nie jestem pewna, jak się będę zachowywać. Nikt niczego nie oczekuje ode mnie. Chciałabym być jednak dzielna dla mamy. Wyłącznie myśl o jej wytrwałości trzyma mnie przy życiu.
Jestem otępiała po lekach a oczy pieką mnie od płaczu. Mam codziennie spotykać się z psychologiem. Nie będę tego robić. Nie zmieni on przeszłości. Już nikt nie odratuje mojego milczenia.
Na tym jest koniec. Dalej moje życie było bardzo zawiłe. Przestałam pisać, ponieważ chciałam zapomnieć o przeszłości. Trzeba jednak nieść ciężar, który trzymamy na barkach. Mimo wszystkich przeciwności nauczyłam się, że życie potrafi być piękne. Wystarczy tylko pamiętać, że kiedyś po deszczu na pewno wyjdzie tęcza.
Notka od Autorki: Pojawił się stary-nowy prolog. Pozwoliłam sobie zmienić w nim trochę końcówkę. Mam nadzieję, że spodobał wam się prolog i zainteresowałam was historią Elizy. Bardzo proszę o komentarze, każde słowo jest dla mnie motywacją do dalszego pisania.
Już za kilka dni pojawi się pierwszy rozdział.
Dziękuję każdemu, kto odwiedził mojego bloga i przeczytał prolog.
Piszę to głównie dla was.
Można się ze mną skontaktować na adres e-mail: anastazja.blog@wp.pl
Anastazja
Ważne informacje i przeprosiny
Witajcie po raz kolejny. Bardzo przepraszam za całą sytuację, która nastąpiła. Nie spodziewałam się tego wszystkiego. Niestety, ale musiałam zmienić adres bloga. Będę teraz tutaj, prowadziła wszystko tak jak dawniej. Mam nadzieję, że starzy czytelnicy nie zanudzą się przez kilka dni. Muszę uzupełnić braki i wstawić napisane już rozdziały. Mam nadzieję, że spodoba wam się mój blog. Kiedy to wszystko się już uspokoi i was przybędzie, udoskonalę mojego bloga. Jeśli macie jakieś sugestie lub pytania, piszcie w komentarzach lub na adres e-mail: anastazja.blog@wp.pl
Jeszcze raz bardzo przepraszam za wszystkie problemy.
Proszę o komentarze i życzę miłego czytania.
Anastazja
Subskrybuj:
Posty (Atom)