piątek, 12 czerwca 2015

Rozdział 3

Życie jest zbyt krótkie by rozmawiać o niczym z głupcami. Trzeba czasem wszystko dokładnie przemyśleć. Nie przywrócimy straconego czasu, jednak następną chwilę mamy do wykorzystania. Przejmując się nieodpowiednimi osobami niszczymy tylko życie, sekunda po sekundzie.



 - Eliza, jak było po pierwszym dniu?
Co niby można odpowiedzieć babci? Prawda, kłamstwo? Obie sytuacje wydają mi się nieodpowiednie, dlatego odpowiadam wymijająco.
- Nawet dobrze.
Kiedy zjem połowę kolacji, wiem, że zjadłam już za dużo. Mimo, że jest mój jedyny posiłek z dzisiaj odstawiam talerz i wbiegam po schodach na górę. Brakuje mi dawnej energii, sprzed odchudzania. Z czasem przestałam to robić. Liczyć kalorie i sprawdzać swoją wagę, co nie znaczy, że nie ma ona dla mnie znaczenia. Nigdy nie wyzwolę się z rąk pilnowania tego, co jem. Zakładam na siebie moje ulubione szare dresy, bluzę i buty do biegania. Długo czekałam aż ten śnieg w końcu stopnieje, co stało się dzisiaj. Nie lubię ćwiczyć w domu. Związałam włosy w koński ogon, do uszu włożyłam słuchawki, z których popłynęła muzyka. Oznajmiłam babci, że wychodzę i już po chwili przemierzałam ulice. Mija może 10 minut, kiedy znajduję się nad jeziora. Sama przysiadam na ławeczce. Znajduje się ona zaraz obok pomostu. Po biegu czuję jednak, że bezpieczniej będę jak usiądę na chwilę. Mimo zawirowań głowy potrafię wczuć się w atmosferę tego miejsca. Jest tutaj tak magicznie i pięknie, że aż przerażająco. Ciemne niebo współgrało z księżycem. Wokoło roznosiło się hukanie sowy. Wpatrywałam się w spokojną taflę wody szukając uspokojenia. Woda jest niebezpieczna, nieprzenikniona ale wolna. Nie ma ona ograniczeń, jest nieobliczalna ale wolna. Kiedyś również  chciałabym  tego zasmakować.

***

Siedziałam w stale wyznaczonym kącie, opierając plecy o łóżko. Zjadłam dwa ciasteczka zbożowe. Rano obudziłam sie tak głodna, że myślałam, że żołądek przywarł mi do kręgosłupa.  Kiedy w końcu zjadłam prowizoryczny posiłek, mogłam spokojnie wrócić do szykowania się, bez obawy omdlenia. Skończyłam mój codzienny makijaż w błyskawicznym czasie  i spięłam włosy w koński ogon. Założyłam na siebie zieloną koszulę i czarne spodnie. Nie mam zamiaru się stroić. W końcu ciuchy nie sprawią, że będę piękna.  Droga do szkoły minęła mi w towarzystwie piosenek. Przyłapałam się na tym, że śpiewałam wraz z wykonawcami. Muszę zacząć trenować swój śpiew, ponieważ brzmię, jak zdychająca kura.

Pierwsze lekcje minęły w szybkim tempie. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęła się pora lunchu a jak znalazłam się w łazience. To nie jest tak, że się ukrywam ... NIE. Po prostu  przebywanie tutaj przyprawia mnie o mdłości, a wiecie, lubię te klimaty (ta, ten sarkazm).  Ustałam przed lustrem i dla zabicia czasu umyłam ręce. Następnie znowu uczesałam włosy w koński ogon. Kiedy zaczęłam malować usta czerwoną szminką, do łazienki weszły dwie dziewczyny. Obie miały na sobie strój cheerleaderek, a na policzkach rumieńce, jak po treningu. Jedną z nich doskonale rozpoznałam. To dziewczyna Liama. Na mój widok w jej oczach pojawiły się iskierki złości.
- Tak słucham? - spytałam i starałam się przybrać jak najbardziej obojętny głosik.
- Wiesz kim jestem?
  Postukałam  paznokciem o brodę.
- Hmmmm..... przypominasz mi jedną z tych dziuń pracujących  Macdonaldzie, ale nie jestem pewna. Przykro mi.
Moja odpowiedz wybiła ją z rytmu. Może nie jestem najlepsza w wymyślaniu wyzwisk, ale ona jest o wiele gorsza. 

- Nazywam się Susanne,  jestem dziewczyną Liama. 
 Jejku, jak jej głos mnie wkurza. Brzmi, jakby była fajna, a nie jest. NIE JEST!
- Och, faktycznie - gwałtownie wciągnęłam powietrze, jakbym sobie coś przypomniała - Szkoda chłopaka. Taki fajny się wydawał.
Z uśmiechem na ustach patrzyłam jak jej twarz robiła się coraz bardziej czerwona.
- Uważaj, złość urodzie szkodzi. - odwróciłam się do dziewczyny plecami, dzięki czemu widziałam ją w lustrze - A nie, czekaj. Nie ma czemu zaszkodzić.
- Ostrzegam cię.Jeszcze raz się do niego zbliżysz, to mnie popamiętasz raz na zawsze.
Chyba wkurzyłam barbie, bo zaczyna mi grozić.  Jak się boję, lęcę poskarżyć się dyrektorce (kolejny sarkazm),
- Uwierz mi, że tak brzydkiej bużki, nie da się zapomnieć.
Dziewczyna tupnęła nóżka. Wzięła za rękę swoją przyjaciółkę i całe szczęście, wybiegła z łazienki.  Przez cały czas miałam ochotę przywalić jej głową o umywalkę (nie chciałam jej zabić, tylko delikatnie, naprawdę delikatnie uderzyć).

- A żeby paznokieć Ci się złamał!!! - krzyknęłam za dziewczyną i sądząc po dziwnym wrzasku, usłyszała mnie.
Uśmiechnęłam się złośliwie. 1:0 dla mnie. 

Po chwili do łazienki weszła Lucy.  Z niedowierzaniem pokazała  ręka na mnie i na drzwi kilka razy.
- O co .. co ... co się tutaj stało?
- Susanne przyszła się przywitać. 
- Jaka ona jest tępa - westchnęła  dziewczyna, wyjmując  szczotkę do włosów. - A ty pewnie dałaś jej popalić?
Oparłam się biodrem o umywalkę. 
- Nie ... czemu tak sądzisz? - spytałam z sarkazmem, oblizując usta. Wreszcie to ja rządzę kimś, anie na odwrót. Mogę się wnieść, bez obawy, że ktoś mnie ściągnie.
- Wiesz, wybiegła cała czerwona i dosłownie piszczała do Blanki : Jaka ona jest głupia! A widziałaś jej szminkę? Wygląda w niej jak szmata. 

Uśmiechnęłam się, słysząc zmianę głosu Lucy o kilka oktaw do góry. 
- Blanki? - genialnie Eliza. Ktoś cię wyzywa, a ty przejmujesz się jakąś Blanką?
- Jej przyjaciółka. Była z nią w toalecie.
- Wydała mi się milsza. - może dziewczyna mi nie pomogła, ale potrafię ocenić ludzi. Nie spodobało jej się zachowanie Sue i było to widać z daleka. 
- Bo to prawda. Jest cudną dziewczyną, bardzo pomocną. Również należy do chóru. Jest przyjaciółką Sue tylko dlatego, że ich rodzice się znają i maja wspólne interesy.
Prychnęłam. Sue powinna dostać Oskara za swoją pychę i samouwielbienie.
- Nawet z tego powodu bym się z nią nie spotykała. Sue nie jest warta żadnego z nas. 
- Każdy to wie, jednak  to właśnie od Sue zależy, czy Blanka dostanie się na studia, czy jej tata nie straci pracy, czy nie zostaną pośmiewiskiem w mieście. Sue może powiedzieć tatusiowi, że Blanka była dla niej okropna i dziewczyna zostanie bez środków do życia. Musi męczyć się i udawać jej przyjaciółkę, by zapewnić sobie dostatnie życie. Jednak co to za życie, kiedy nie jesteś sobą? Dlaczego cierpimy, by innym było lepiej?

 -  Ponieważ kochamy - szepnęłam, czując bolesne ukłucie w sercu.
















Notka od Autorki: Przepraszam, że rozdział jest krótki, ale musiałam podzielić go z rozdziałem 4. Pojawi się on jutro rano, dlatego wchodżcie na bloga, aby dalej czytać. Jak wcześniej pisałam zacznę pisać raz na tydzień, tak jak wcześniej. 
Jeśli macie jakieś sugestie lub pytania to piszcie w komentarzach oraz na e-mail: anastazja.blog@wp.pl 
Jeśli chcecie mnie wesprzeć, to bardzo bym prosiła o nawet krótki komentarz, który bardzo pomaga. 
Dziękuję wszystkim, którzy to czytają. Jesteście niesamowici.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz